Podczas pięcioletnich studiów w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Łódzkiego (1995-2000) początkowo, przez pierwsze 3 semestry, moje zainteresowania koncentrowały się wokół środowiskowych teorii psychologicznych (psychoanaliza, behawioryzm, psychologia poznawcza i humanistyczna) jednak po bliższym poznaniu neurofizjologii oraz genetycznych teorii osobowości (psychologia różnic indywidualnych, temperament i inteligencja) zainteresowałem się bardziej neuropsychologią i psychologią biologiczną. Już na pierwszym roku studiów podczas omawiania tzw. zjawisk wypadania (deficyty funkcji psychologicznych wskutek organicznych uszkodzeń mózgu) zacząłem zastanawiać się nad ewentualnymi możliwościami kompensacji tych ubytków poprzez np. różnego rodzaju implanty. Kilka razy zadałem np. pytanie niektórym moim wykładowcom czy prowadzi się jakiekolwiek badania nad np. klonowaniem obumarłych komórek nerwowych czy też próbami wynalezienia lub odkrycia w przyrodzie jakiś rodzajów materiału, które byłyby w stanie zareagować na impulsację jonową z komórki nerwowej A i wywołać taką samą impulsację w komórce B. Zarówno odkrycia neurologów jak i ustalenia działu filozofii zwanego ontologią mogłyby wskazywać na to, że zaimplantowanie takiego materiału spowodowało by pojawienie się utraconej funkcji neuropsychologicznej właśnie w tym materiale jako skutek pewnej wypadkowej funkcji neuropsychologicznych innych okalających materiał komórek. Można przypuszczać, że na poziomie subiektywnym oznaczało by to pojawienie się u pacjenta utraconego zjawiska psychologicznego.
Nie ukrywam, że jako osoba chora na dziecięce porażenie mózgowe zacząłem także zastanawiać się, czy jednak mimo wszystko istnieją jakieś teoretyczne możliwości leczenia tej choroby. Przyznaję się, że podczas studiów nie wiedziałem jeszcze, że zjawisko spastyczności mięśni wywołane jest przez nadaktywność jakiejś partii komórek nerwowych analizatora ruchowego. Wydawało mi się, że choroba jest przede wszystkich wywołana przez tzw. wypadnięcie ruchu dowolnego będące skutkiem przerwania szlaku nerwowego przewodzącego impulsy nerwowe z kory mózgowej do mięśni. Oznaczać mogłoby to, że część impulsów nerwowych powstających na poziomie kory mózgowej jako fizjologiczna komponenta intencji ruchowych nie trafia do mięśni, ponieważ przerwanie szlaku nerwowego na poziomie niższych pięter mózgu nie związanych z wolą i świadomością oznacza niemożność przekazania tych intencji do mięśni.
Ponieważ zdawałem sobie sprawę, że dotychczas stosowane metody leczenia MPD dają bardzo przeciętne (chirurgia ortopedyczna) lub prawie żadne (rehabilitacja, farmakoterapia) rezultaty myślałem o tym, że chcąc próbować leczyć tą chorobę trzeba by było jednak próbować w jakiś sposób oddziaływać na mózg. Zastanawiałem się odrobinę nad jakimiś metodami neurochirurgicznymi, choć przyznam się, że wskutek swojej niepełnej jeszcze wtedy wiedzy o neurofizjologii dziecięcego porażenia mózgowego nie bardzo wyobrażałem sobie, na czym metody te miałyby ewentualnie polegać. Moje spekulacje nasiliły się szczególnie już po skończeniu studiów, szczyt osiągając na przełomie 2002 i 2003 roku. Kilka razy zdarzyło mi się wpisać w googlach (www.google.pl) hasła typu: „neurochirurgia dziecięcego porażenia mózgowego”, „neurosurgery of child’s brain demage” czy „neurosurgery of cerebral palsy”, niestety komputer nie wyszukał ani jednego akordu. W styczniu 2003 zdarzyło mi się nawet podzielić się z moją mamą pomysłem dotyczącym ewentualnego wszczepiania w dysfunkcjonalne miejsce mózgu jakiś specjalnych materiałów, na co moja mama odpowiedziała, że może pod koniec życia doczekam się tego typu cudów.
|